Jak to możliwe? Jak dietetyczka może nie mieć tak podstawowego narzędzia pracy? A no może i świetnie sobie bez niego radzi. Już wyjaśniam dlaczego. Po pierwsze ważne są same emocje związane z momentem wejścia na wagę – te kilka sekund od postawienia stóp na wszechwiedzącej do krytycznego spojrzenia zmieniających się cyferek i rosnących liczb niejedną z nas przyprawiają o nerwowe bicie serca. W efekcie kobiety bardzo nie lubią się ważyć, ponieważ czują się oceniane na podstawie liczby, którą pokaże waga.
Kiedy po raz pierwszy otworzyłam prywatną praktykę wiedziałem, że jedna rzecz musi się zmienić – w moim gabinecie nie będzie wagi. Wiedziałam, że klientom łatwiej będzie się do mnie zwrócić po pomoc, jeśli jeden czynnik odpadnie na starcie.
Sama potrzebowałam trochę czasu żeby do tego dojrzeć, ponieważ przez długi czas myślałam, że regularne ważenie się jest dobrym sposobem na zachowanie „uczciwości” wobec siebie, przecież to niewielkie urządzenie od razu wykryje większą porcję obiadu albo pączka. Przecież waga prawdę ci powie, „waga nie kłamie”… ale czy oby na pewno???
Niby to takie oczywiste, ale kiedy zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać dotarło do mnie, że jednak ta „cwaniara” nie jest wcale taka uczciwa i kłamie!
Kłamie, ponieważ:
1. tak wiele rzeczy wpływa na finalną liczbę na wadze, które nie są związane ze spożywanym jedzeniem lub ćwiczeniami, które wykonujemy
oraz
2. nie mierzy wszystkich niesamowitych rzeczy, które zrobiliśmy dla siebie i dla naszego zdrowia.
U niektórych wejście na wagę i zobaczenie liczby w okienku, nie wywołuje żadnej emocjonalnej reakcji. To po prostu liczba, o której zapomina się w momencie opuszczenia pokoju. Innym TA liczba siedzi w głowie przez resztę dnia i przypomina o sobie za każdym razem, gdy wkładają coś do ust, za każdym razem, gdy dokonują świadomego wyboru jedzenia - myślą o TEJ liczbie.
Zdarzało się, że klientki przychodziły do mojego gabinetu i podekscytowane opowiadały o tym, jak bardzo są z siebie dumne, że konsekwentnie realizują cel, który sobie wyznaczyły na ten tydzień. Potem wchodziły na wagę i…. ta ani drgnęła a czasem nawet wzrosła! Co za cholera!? *&#%@&$!
„Pracowałam w tym tygodniu bardzo ciężko. Ćwiczyłam i robiłam przecież WSZYSTKO zgodnie z planem”. Pojawia się zawód, a po nim rozmowa polegająca na przypominaniu mojej podopiecznej o rzeczach, z których była tak dumna jeszcze chwilę wcześniej. To też rozmowa na temat wszystkich czynników, które mogły sprawić, że ta magiczna liczba wzrosła, a które nie są w ogóle związane z niewłaściwym jedzeniem:
To tylko kilka czynników determinujący „wyrok” jej wysokości wagi, a jest ich niestety o wiele więcej. I choć to drobne rzeczy, czynności, a niekiedy nawet bezrefleksyjne zachowania to wyniknąć z nich może niezłe zamieszanie w cyferkach na wyświetlaczu wagi, a to z kolei będzie miało OGROMNY wpływ na nasz nastrój w ciągu dnia.
Zastanawiając się nad tym coraz bardziej, zaczęłam pytać moje podopieczne co by się stało i jak by się czuły, gdyby osiągnęły wszystkie wyznaczone cele (również „dobrze się czuję w moich ubraniach”), ale gdyby liczba na wadze się nie zmieniła. Pierwszą reakcją było zawsze zdziwienie, bo w końcu wpojono nam - kobietom, że czuć się można dobrze tylko tracąc na wadze, pominięto tu zwykły czynnik ludzki – komfort. Po chwili zastanowienia zdecydowana większość moich klientek uznawała, że tak naprawdę nie ma to znaczenia – wolą czuć się dobrze, lekko, komfortowo i właśnie na tych odczuciach budować swoje zdrowie, a nie na iluzorycznym traceniu na wadze przy jednoczesnym ciągłym kontrolowaniu cyferek i liczb.
Jeśli więc mogłybyśmy osiągnąć nasze cele niezależnie od liczby na wadze… to dlaczego nadal mamy monitorować liczbę, która pokazuje się na elektronicznym wskaźniku?
Powodem, dla którego dietetycy kontrolują wagę, jest uzyskanie konkretnej oceny naszych postępów w procesie – nazywamy je wtedy „dobre” lub „złe” – albo zbliżamy się do osiągnięcia celu albo od niego oddalamy. ALE!!! Wiemy, że tak wcale nie jest - można radykalnie zmienić skład* swojego ciała bez ogromnej zmiany liczby na wadze.
Przez ważenie dzień spotkania z dietetykiem jest stresujący, wiąże się w końcu z kontrolą, a ta raczej nie kojarzy się dobrze. Tego dnia moi podopieczni robili rzeczy, które nie miały wiele wspólnego ze zdrowym stylem życia – pomijali posiłki, ograniczali wodę itp. Wszystko to w nadziei, że wskaźnik na wadze spadnie. Po wielu takich sytuacjach zdecydowałam, że w końcu nadszedł czas rozstania…. z wagą… na dobre!
Pewnie się zastanawiasz, jak sprawdzam i skąd wiem, że to o czym mówisz (stosowanie się do moich zaleceń) faktycznie działa skoro nie mam wagi?
Głównym celem współpracy z moimi podopiecznymi jest osiągnięcie przez nich dobrego samopoczucia i poprawa stanu zdrowia. Miarą efektów tej współpracy jest nastrój, poziom energii, trawienie, sen, a nie liczba na wadze. To są priorytetowe obszary, na które patrzymy w pierwszej kolejności. I bądźmy szczerzy… kiedy nasza waga się zmienia, czujemy to! Czujemy to po naszych ubraniach niezależnie od tego, co mówi waga!
Skoro postępy możemy odczuć na tak wiele różnych sposobów, to po co nam waga? Chyba tylko po to, żeby spalić tych kilka kalorii wyciągając ją spod łóżka albo spod szafki ;) Nie ulegaj presji elektronicznego wyświetlacza, on nie może definiować Ciebie jako osoby, Twojej ciężkiej pracy i wysiłku, który ponosisz, żeby być zdrową i czuć się dobrze. Masz zielone światło, żeby ZERWAĆ ZE SWOJĄ WAGĄ! Zerwij z nią na zawsze, bo ciągłe kontrolowanie wagi nie służy żadnemu celowi. Nie może cię określać, nie może dać ci dokładnego odzwierciedlenia twoich nawyków żywieniowych, nie może ci powiedzieć czy zbliżasz się do celu, i wreszcie – nie może BYĆ twoim celem! Nie waga jest wyznacznikiem stanu zdrowia i dobrego samopoczucia.
Poświęć trochę czasu i zastanów się czy Twoja waga łazienkowa pozytywnie wpływa na Twoje życie. Nawet jeśli Twoim celem jest zrzucenie „tych 10 kilogramów”… to nie potrzebujesz wagi, która zakomunikuje Ci osiągnięcie celu, bo nie redukcja wagi jest celem samym w sobie, a powinna być tylko efektem ubocznym. Celem jest wprowadzenie takich nawyków, opracowanie takiej diety, dobranie suplementów, które pomogą Ci żyć zdrowo i smacznie, a dzięki temu – czuć się dobrze.
Co myślisz? Czy ten „kawałek szkła z wyświetlaczem” pozytywnie wpływa na Twoje życie? Zostaw swoje komentarze lub pytania poniżej, jestem bardzo ciekawa Twoich odczuć i przemyśleń.